z warkoczami zielonymi
białe sukienki nakrapiane cętkami
w dotyku jedwabiste
ciepłem soków grzeją moje dłonie
mrówki niosą igliwie
budując wieżę wysoką
w paprociach szeleści wiatr
kładąc się do snu
a we mnie cisza...
i oczy rozmarzone prześwitem błękitów
kociewski bór z każdej strony
okrąża pola łąki
z dala dzwonią dzwony
echo uroczyście niesie w dal
modlitwą napełniam duszę
tu dzieje się cud
zioła kwiaty w pokłonie
nad stawem tańczą rozświetlone ważki
rozbarwione kolory wirują po toni
milkną ptaki
sowa zadumana wisi na gałęzi
tu mam samotnię wszelkich przemyśleń
tęsknota ukryta
w tym zaciszu...