na drodze do końca tego co nazywają życiem
bez uniesień
bez wzruszeń
bez podniet
z trwaniem w grajdole dostatniej codzienności
kolejny dzień bez rozmów istotnych
spędzony na wymianie pustawych frazesów
dzień bez miłości
bez pocałunków
jak co dzień
z pustką wypełnioną zwykłym przywyknięciem
bez metafizyki
bez sztuki
bez zadumy
przeżyty z nurtem cywilizacji mierności
dzień bez spotkań przynoszących radość
z widzeniami odrobionymi z obowiązku i musu
dzień z ranną pobudką a potem pracą
i zmęczeniem wieczornym co sen w oczy wciska
bez flirtu
bez uśmiechów
bez spojrzeń zalotnych
bez kobiet które uwieść chcesz od pierwszej chwili
taki zwyczajny bezsensowny smutny i zimowy
z kwartą księżyca na popołudniowym niebie
dzień niegodny wspomnienia nawet w myśli
a jednak opisany tym wierszem niezbornym
dlatego że świat się kończy
czy skończyć się ma właśnie
i może zabłyśnie swym końcem
choć błyszczeć czym nie ma
i już nie będzie kolejnym przeżytym
a stanie się dniem dostojnym bo ostatnim
lecz nikt go już nie wspomni
bo któż wspomnieć miałby
kolejny dzień przeżyty bez sensu