zatracony w wątpliwościach, pod stopami się płożą.
Czy już własnym cieniem, z życiowej obdarty szaty,
otumaniony niewiedzą, błądząc po czasu tarczy.
Kiedy tak dalece odległe stały mi się bliskie sprawy,
echem świadomości dźwięczące umysłu korytarze.
Niepodobny sobie, w lustrzanym gubiąc się odbiciu,
ze skrawków wspomnień snując nostalgii wywód.
Gdzie wyglądać sensu w rozmytym pejzażu,
dosadnie nasączonym brakiem woli, uczuć i ładu.
Na chybotliwych przesłankach w nicość mknę,
pod parasolem wersetow w rozdarty, łkający dzień.