nie po raz pierwszy tego wieczora
zjawiły się kukły.
Przybyły nagle
i niby deszcz meteorów
zorały równinę myśli.
Nagi i bezbronny pozwalał,
aby końce kolejnych gabitów
przebijały jego mózg na wylot.
Świeca, którą postawił na kredensie,
była jedynym świadkiem inwazji.
Kukły w okamgnieniu rozbiły
w młodzieńczej głowie
swój krwawy obóz,
mnogością rozchybotanych kończyn
odgradzając Nigela od słabego blasku świecy.
Odczuwał występną słabość
do tych dziwacznych postaci
o szklanym i pustym wzroku,
tak bezradnych wobec kuglarzy,
tak bezwzględnych i władczych
wobec samego Nigela.
Zmagał się z fantazjami na ich temat
od czasu, gdy jego przybrany ojciec
zaprosił go na pierwsze
reżyserowane przez siebie przedstawienie.
Zmagania te trwały już dostatecznie długo,
by chcąc nie chcąc Nigel
pokochał kukły
beznadziejną, nieodwzajemnioną miłością,
jaką zwykle żywi ofiara wobec kata.