wzlatują w lasy ciemne bezkresne
w potoki wpadają lecą po stromych urwiskach
a ja słuchałam..
w kapliczkach zadumane uśmiechnięte
anioły o świcie unoszą się nad łąkami
słoneczno-barwnych prześlicznych kobierców
utkanych wiosną latem i jesienią
i rzeki niebiesko-zielone wiją się strugą
poruszane wichurą brzegi skał
popielato-srebrzyste rysują jak dłutem
i stoją figury groty tajemne jaskinie
a pasma gór jak barwna wstęga płynie
niebo łączy linią ich brzegi
i Iris wzejdzie po burzy
anioły ukryte ciche i śpiące
strzegą ludzi od nieszczęść
ich pieśń usłyszą nieliczni
a ja gdy tam wrócę...