Wziąłem butelkę i otworzyłem.
Łyknąłem raz, drugi, trzeci
i wystawiłem do żarcia śmieci.
Mózg się gotuje, krew szybciej krąży.
Myślę, że czacha się nie przeciąży.
Kartka, długopis i coś notuję.
Coś nie wychodzi, rymu brakuje.
Kolejny łyczek, dwa zdania z sensem.
Chyba złapałem bakcla z Pensem.
Kolejne zdanie z trunkiem buduję.
Coś z tego będzie, chyba miarkuję.
Wychodzą rymy, mija ospałość.
Moje bazgroły łączą się w całość.
Lecz tracę kontakt, bo sam już nie wiem,
czy zamroczenie nie jest badziewiem.
Lepiej już skończę moje wywody,
Wiem bo już w końcu, nie jestem młody.
Z Wami się żegnam i obiecuję,
że już pod wpływem nie naszkicuję.
Bardzo mi miło było, choć wiecie,
że nie przestanę bzdur klecić przecie.
Mam jeszcze jedną wina flaszencję
i z nią dokończę dzieła kadencję.
Żegnam się z Wami i wiem bezspornie,
że wybaczycie słowa niesforne.
Niech życie dalsze z wdziękiem ulata.
A mnie nie czeka dezaprobata.