Patrzę jak ślepiec ale dostrzegam.
Dotykiem dłoni po amputacji,
czuję dokładnie więc się uśmiecham.
Głaszczę po sierści łyse stworzenie
a ono mruczy wyrozumiale.
Wiem, co to znaczy słyszę wyraźnie,
choć głuchy jestem wręcz niebywale.
Idąc bez nóg odliczam kroki.
Po schodach wchodzę co są poziome.
Będę tak długo szedł wznosząc zwłoki
aż dzieło wielkie będzie znikome.
Rozepnę skrzydła moje w bezkresie.
Te które mam od nowego tchnienia.
Wzbiję się w niebo i jak w Hadesie,
przekroczę rzekę zapomnienia.
Będę szybował w mrocznych podziemiach.
w błogości złym nastroju bez strachu.
Patrząc na ludzi, co w swych marzeniach,
zawsze zabraknie im mego rozmachu.
Czuję już powiew wiatru od dołu.
Rozkładam ręce, oczy zamykam.
Łapię ostatni oddech żywiołu.
Nieunikniony kres ... ziemię dotykam.
Nastała chwila i ... chwila odeszła.
Ile odejdzie chwil w zapomnienie?
To co się dzieje, to nie chwila przeszła.
Cóż zrobić mam, by zachować istnienie?