Nie pomagają żadne wykręty.
Doskwiera w każdym calu człowieka.
Wszędzie się wciśnie, wszędzie dopieka.
Czasem pulsuje, to znów narasta.
Minie na chwilę, zaraz odrasta.
Najczęściej zęba, głowy, kończyny.
Często nie wiemy z jakiej przyczyny.
Ten to sadysta chętnie nas dręczy.
Daje we znaki, dusi i męczy.
Narzuca siebie niczym despota.
Nie słucha błagań tylko nas miota.
Zadaje siebie, bydle złowieszcze
i ma gdzieś nasze konwulsje, dreszcze.
Skalę przekracza już dolorymetr,
ten nie odpuszcza ni na milimetr.
Jak podejść gada, jak go pokonać.
Czym go zaskoczyć, co mam wykonać
by mnie nie dosięgł ten klasterowy,
czy wymyślony więc fantomowy.
Gdy jeden minie drugi nastanie.
Tu złudzeń brak, że nas nie dostanie.
Jedną wszak prawdę z tego odkryjesz,
że czując ból wiesz, że wciąż żyjesz.