Lekkość bytu przychodzi wiosną z naręczem snów,
odręcznie napisanym listem i alergią na miłość.
Od niedawna wyraźniej dostrzegam przemijanie, urok cienia,
ukwieconej jabłoni, obojętność czasu i sensu. Nie dalej niż dotyk,
niepotrzebny ptakom ale paru chwilom; wdycham noc.
Opowiadam o minionym dniu, pochylonym nad stawem zmierzchu.
Słuchasz z uwagą podobną dzieciom. Mówisz - twój głos leczy smutek,
opuszczony o sekundę zamienia się w westchnienie.
Żal za tym co będzie, ukryty za strzechą starego domu, gdzie przysiadły bociany.
Przypomina mi to miejsce gdzie byłem chwilę szczęśliwy, pośrodku lasu z nasłonecznioną polaną
i urwiskiem schodzącym do nieba.