fb

Czy na pewno chcesz usunąć swoje konto?

Usunąć użytkownika z listy znajomych?

Czy usunąć zaznaczone wiadomości z kosza?

Czy chcesz usunąć ten utwór?

informacje o użytkowniku

Orzeł Biały

Dołączył:2012-02-14 12:48:38

Miasto:koszalin

Wiek:45

zainteresowania

Żyjemy w czasach ostatecznych...........................................

kilka słów o mnie

Być człowiekiem to wielka radość ale i wielkie wyzwanie...Przeciwności losu są wielkie ale tym większa satysfakcja z każdego zdobytego szczytu !!! Wciąz staram się byc sobą,mimo iż coraz tródniej mi rozpoznać siebie w lustrze...Jeżeli miałbym określić siebie jednym zdaniem to,jestem jak razsypane abecadło,z każdym dniem staram sie poskładać w logiczną całośc-Jednak z różnym skutkiem... Oby nigdy nie zabrakło nam do tego siły ! CZego sobie i wam Zyczę... ORZEŁ BIAŁY Ps. Nie publikuję cudzych wierszy !!!

statystyki utworu

Średnia ocen: 5

Głosów: 5

Komentarzy: 2

statistics
A A A

5

Powieść-Fragm.utwór dnia

Autor:Orzeł Białykomentarz Kategoria:proza życia Dodano:2014-05-30 09:31:02Czytano:578 razy
Głosów: 5
To nie był taki zwyczajny poranek.Otwierając spocone resztkami snu oko,wpuściłem do mojego spłowiałego i zawstydzonego nagością szarego pokoju,romantyzm wiosennego tętentu rozbieganych,frustrujących, słowiczych trenów. Nie chciało mi się nawet patrzeć na zegarek...Z resztą,nie mam go w tej swojej krystalicznej i nudnej formie.Czas nigdy nie był dla mnie atrakcyjny... Lekko odchyliłem głowę w kierunku odchodzących sennych marzeń.Czułem dziwny niedosyt wymieszany z radością i podnieceniem. Zawsze mi ono towarzyszy gdy zaczynam kolejny dzień. Tłumię się jednak zaraz równie szybko. Doskoczyłem ręką do szklanki z wystudzoną herbatą,by łapczywie skąpać przełyk w tej nieistotnej degustacji wczorajszego wieczoru... Był z resztą równie naiwny i nudny jak dzisiejszy poranek. Ostatnim łykiem pożegnałem się z nadzieją że może jeszcze chwilę poleżę w bezładzie myśli... Odłożyłem brudną,niedomytą szklankę na blat zakurzonego,drewnianego biurka. Ponownie wtuliłem głowę w poduszkę. Wlepiając tępy wzrok w niedbale pomalowany sufit. Skraplałem każdą minutę tej ciszy w aksamit marzeń. -Dosyć !
Wybełkotałem do siebie.
Po czym zerwawszy z siebie pościel ruszyłem w kierunku drzwi a za nimi,otulony papierosowym szalem korytarz tkwił bezmiarem szarości.Lekkie światło toaletki rozrywało otchłań markotnego wnętrza. Odkręciłem kurek z zimną wodą.Zawsze przywołuje mnie do porządku rzucając o podłogę swoją trzeźwością. Raz... Dwa... Trzy... Trzykrotnie obmywam swoją twarz. Chrzczę ją niczym Mesjasz.Oddaję się w ramiona nadchodzących godzin z ufnością pokornego dziecka.Zawsze jednak domyślając się co ma nastąpić.
Nagle,nie wiadomo dlaczego mój wzrok spotyka się z lustrem.Wynurzając twarz z za frotery białego ręcznika,rodzę się na nowo. Stały rytuał... Bezbolesna masakra... W końcu wieszam mokry ręcznik na niedbale wykonanym haku. Wychodzę z łazienki,gaszę światło... Zmiana bielizny,szklanka wody,papieros skręcony na szybko w obawie przed spóźnieniem do pracy... Teraz właśnie wyzbywam się resztek drobiazgowości pozwalającej sobie na swobodę mych szalonych natręctw. W pokoju,zakładam przygotowane dzień wcześniej ubranie. Najpierw spodnie,jak zawsze skrzętnie złożone w kostkę na krześlestojącym obok łóżka. Potem podkoszulek,sweter...
Cholera... Znowu muszę przetrzeć buty...
Metalicznym pocałunkiem trzaskającego zamka żegnam pustą toń mieszkania. Schodząc po schodach nie myślę o niczym,mijam równie pustych jak ja sąsiadów.Czasem któryś nawet powie:-"Dzień dobry" Zdarzy się że odpowiem.Lecz nigdy radośniej niż oni. Wychodzę na świat.Widzę i czuję całym sobą jak cuchnie w swym pośpiechu.Boże,jak ja nienawidzę tego miasta...Wypłowiałe i skołtunione sylwetki brzydkich drzew na tle szarego nieba.Nieba które zawsze tu jest szare,nawet latem gdy nie ma chmur i świeci słońce.Prę przed siebie.Zniesmaczony jak zawsze i szczęśliwy jak zawsze.
Odpalam papierosa. Głęboki wdech.W płucach świeżość powietrza tańczy z odrywającą się nikotynową flegmą... Zaczynam się nią krztusić,wypluwam... Mijający mnie ludzie patrzą na mnie z obojętnością godną rzymskich cezarów. Dochodzę do skrzyżowania... Właściwie to nie jest skrzyżowanie tylko rondo.Co sezon pieczołowicie rozgrzebywane w imię lepszego jutra. Rzygam takim jutrem ! NA pasach,tępo wyglądający jegomość,ubrany w pomarańczowy i obrzydliwy kapok przeprowadza dzieci na drugą stronę.W jego ręku,niczym najznamienitsze berło tkwi długi kij z zatkniętym ja końcu znakiem STOPu widocznym z daleka dla nadjeżdżających opryskliwych aut. Dziwne,kto pcha się na taką fuchę ? Zadaję sobie to pytanie co ranek kiedy go mijam. A tym bardziej dziwi mnie jego zimny uśmiech gdy wykonuje swoją pracę.......................
Grono GG sledzik wykop Facebook
znaczek info

Aby dodać komentarz musisz się zalogować.


zyga66 c

(00:09:51, 31.05.2014)

pierwsze wersy, są trochę przegadane, ale potem wciąga...czasem przeszkadzają elementy poetyckie ...skąpać przełyk w tej nieistotnej degustacji wczorajszego wieczoru...poza tym, ciekawie piszesz...pozdrawiam :)

Helen c

(20:10:35, 31.05.2014)

Bardzo przyzwoity tekst...podoba mi się drobiazgowość opisów....a że lubię czytać będę czekać na cd...;)))) pozdrawiam serdecznieee

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Bez tych plików serwis nie będzie działał poprawnie. W każdej chwili, w programie służącym do obsługi internetu, można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji w Polityce prywatności.

Zapoznałem się z informacją