powietrze wdziera się do płuc
i specjalnie podtrzymuje życie…
nie daje wyboru
W oddali widać autobus
wypływa na powierzchnię
i brodzi ulicą
wsiadam
W nozdrza wpada smród
przenosi mnie do sklepu rybnego
na oblaną potem siłownię
pokój dla palących
szpital
zajmuję miejsce
Obok pyzaty chłopiec
dłubie w nosie
szukając zgubionych pomysłów
starzec drapie się po głowie
i bezmyślnie spogląda w okno
jakaś zbyt duża kobieta
zjada drugie śniadanie
myśląc o niebieskich migdałach
A ja siedzę i czekam chwili
kiedy wyjdę i odetchnę
świeżym powietrzem
zadymionego miasta
Mój pierwszy krok
dotknięcie stopą chodnika
to jak odkrycie nowego lądu
niestety nie bezludnego…