tylko szare pustkowia
niezrozumienie płodzone co chwilę
i dym tytoniowy w ustach
kolejna planeta umarła
kiedy spadała zrobiło się ciemno
oczy zamarły w bezruchu
dobrze że to nie ziemia
kiedy księżyce wpadły do morza
gwiazdy stały się jaśniejsze
skąpane w żółci wschodu
rozbłysła kolejna zorza
barwy narodziły się z krzykiem
to nie koniec
dzień się rozlał kolorami