bym znów czuła się jak więzień własnego ciała
wariat ze zniewoloną duszą
która krwawi codziennie choć tego nie widać
upada na dno i poniewiera w resztkach myśli
które niczym stado os kłują i puchną niezmiernie
moja czaszka nie zmieści tak wiele
mnożą się minuty udręki
zmieniają w godziny i tygodnie bez wytchnienia
nie wiem czy nadal jestem sobą
czy tylko powłoka niezdarnie relacjonuje życie
momenty które wracają jak bumerang
obijają się między szarymi komórkami psychozy
zatracam w sobie to co cenne było
szczęście marzenia wiarę w spełnienie
spoglądają na mnie moje demony
z czerwonymi ślepiami narzucają worek na głowę
staję się nicością w pustym kole czasu
gdzie nawet łzy już nic nie znaczą