Rozprzestrzeniał się skowyt zła w męczarniach,
Nie wiedziałem dokąd niosły mnie brudne ręce,
Nikomu nie podziękowałem za pobyt w tej udręce.
Gmach raju wyglądał na mnie zza szkła,
Obgryzałem suche kości, w tej nicości to byłem JA,
Uczuć gniew zalewał skórę potem okropności,
Na widok kata, złych myśli dostaje dotąd mdłości.
Ostra jak brzytwa krew unosiła się odwagą,
Pragnęła udowodnić wszystkim jakim jestem łamagą,
Odkryć zamknięte wnętrze na nowo nie jestem w stanie,
Siedzę i upajam się alkoholem mój PANIE.
Spójrz wstecz, nie nadawałeś się do życia,
Mówiłeś wszystkim precz, zmuszałeś się do picia,
Nie chciałeś istnieć, walczyłeś o lepsze jutro,
Pewnie dojrzałeś, przeszłości nie zmienisz, więc trudno.