kiedy zniewolony żądzą
spijasz ze mnie krople nocy
jak spragniony wędrowiec
docierasz do źródła
czcząc jego życiodajną moc
cała zamieram
w twoich ramionach
by po chwili unieść się
nad ziemią i niebem
roztapiasz mnie sobą
pękają resztki lodu
ogniem rozgrzane
do nieprzytomności
staję się tobą
a ty mną
płonie już jedna pochodnia
nie dwa ciała
z tobą się spalam