było już tak jesiennie
wiatr tak nisko pochylał gałęzie
że w końcu musiała się złamać
najdłuższa zimowa noc
siedzimy więc w kucki na dywanie
grzejemy ręce o podłogę
pokornie zaczynamy od zera
snujemy opowieści
o tej co może ostatnia
ale jednak umiera
i przez nieszczelne okna
płynie skądś jak muzyka
łagodna fala światła
każdego dnia
znika mniej gwałtownie
i trochę wbrew sobie
odrywamy dłonie od podłogi
idziemy w lasy łąki jeziora
lodowe tafle
godzimy się by z dnia na dzień
robiło się jaśniej
grzejemy dłonie o dłonie
prosto w słońce
uczymy się patrzeć