Coś, co zapłonęło we mnie tylko jeden raz.
Nie dostanę więcej.
Bo chociaż miałam w dłoniach ogień,
Nagle drżące stały się me ręce .
Upuściłam to, co mogło stać się najważniejsze..
A jedynie chwila rozebrała serce me na części pierwsze.
Chciałam wtedy biec, by dogonić móc swoje szczęście..
Niezbadany grunt stał się mi niebezpieczeństwem.
Nie pozwoliłam sobie szukać możliwości,
Bo strach opętał mnie od skóry, aż po kości
I kiedy chciałam znów zawrócić
Nie mogłam z sobą się nie kłócić
I jeszcze Twój uśmiech przez moment,
Zanim pojęłam, w którą iść stronę,
Mamił mnie,
Lecz wiedziałam – to koniec..
Coraz bardziej zimne stawały się Twe dłonie
I nie chciałam żyć, wiedząc, że ktoś inny sięga po nie.
W przypływie złych myśli odrzuciłam ogień,
Żar prawie wygasł, choć jeszcze się tli ..
Kiedy staniesz przede mną on znów zapłonie
A wtedy me dni będą policzone .