Pamiętam dzień, w którym wydobyłeś mnie spod gruzów..
Gdy wyłowiłeś mnie z rzeki..
Schwyciłeś, gdy w przepaść spadałam..
Schowałeś nasenne leki,
kiedy żyletek cięcia zaznałam..
Sklejałeś moje poćwiartowane serce,
lecz nienasycona wciąż pragnęłam więcej..
Wciąż jeszcze było mi mało,
a mając się za doskonałą..
użyłam broni !
Usłyszałam tylko dźwięk Twych słów 'zapomnij'
..i padłam bez tchnienia w pół jeszcze żywa,
a wszystko znów było w Twoich rękach,
lecz niepodjęta została defensywa..
Zimne dłonie i zakrwawiona sukienka.
Potrzebowałam nowego serca,
nowego życia, świeżego powietrza..
To była dla Ciebie nieprzyjemna transakcja:
Noc i podejrzana lokalizacja..
Nieoczekiwanie znalazł się dawca,
nieujęty pozostał jego oprawca.
Otworzyłam oczy dosyć szeroko.
Ja nieruchoma, a Ty stałeś obok
..i znów mogłam żyć unieszczęśliwiona,
niewdzięczna i próżna czy zagubiona?
I wtedy dostrzegłam, że brak tych białych
skrzydeł, co latać Ci pozwalały..
Były ceną za życie, a więc przepadły
..i zostałeś na ziemi samotny, upadły .
Lecz co najdziwniejsze nadal stałeś obok.
Ja wciąż nieruchoma strąciłam łzę..
W świadomości, że chronić mnie będziesz całym sobą..
zasnęłam wreszcie spokojnym snem ..