przewracając dłonią flakon
róże się rozsypały
tworząc pogrzebowy wieniec
woda skropiła twoją twarz
jak letni deszcz
nie padało tego lata
do dziś nie mogę sobie przypomnieć
gdzie cię pochowano
rosły tam chyba brzozy
może to były świerki
śmierdziało świeżą ziemią
nie dam sobie wmówić morderstwa
ktoś o tak anielskiej buzi
nie mógł przecież zabić
nawet nie pamiętam jak upadłeś
popychając cię odwróciłam głowę
by nie patrzeć