Ciemnym lochem - szczerzy zębiska,
stawia mury z żelaznych rot.
W środku roztaczając błogie ogrody
wiecznych dostatnich pól.
Strach ministrem jej od nadzwyczajnych
- spraw.
Rządzi, dzieląc - wszechwładnie,
mechanizmem sztucznych braw.
Jak w dobrej machinie, dopasowanych trybów,
zęby - mielą ziarna lotnych piasków,
- na grzeczny pył.
Bez nadziei na litość - surowieją jej spojrzenia.
Zdobywcy ma naturę, Normanów krwawy zew.
Jak wilk co nabrał ludzkiej natury,
zabija, nie plamiąc - głodem się.
Bez jakiejkolwiek racji toczy spory,
żadzą siną pałąjąca do wolnych dusz.
Króluje z pokojem co stał się idea fix.
Stado zbite w krąg - drżące z trwogi,
to żywioł jej i narkotyk.
Władyka straszliwa - kocha tuman wierny.
Wielbi słów podniosłych salwy,
lubi metaliczny dźwięk - plutonu.
Poezją dla niej bunt wtedy rodzi krwawe wiersze.