z pomiętą koszulą w bladych dłoniach
wdychała bezwiednie zapach jego ciała
zmieszany z wonią jej łez
jego zapach
dziki bez
rozmaryn który rośnie w słońcu
w samotności na drewnianym parapecie
las po letnim deszczu
sucha trawa na cichej polanie
wosk stopionej świecy
zapach jej włosów
zamknięta w zimowej klatce
powoli odpływała wraz z falami oceanu
by odejść tam
gdzie wiatr zasiał zapach spełnienia