Zapisane w najstarszym języku,
jak słowa pramatki - w przedziwnej mieszaninie znaczeń,
pochylają się nad kołyską.
Coraz cięższą z każdym wiekiem,
napięte sznury pracują - ciężko.
Czy się zerwą ?
Niemowlę już nim nie jest,
ale ciągle płacze.
Na nic kołysanki, nie wypogodzą
- doroślejącego oblicza.
W wymowie słów ciągle te same treści,
nieustannie, niezmienne przesłaniem
- starej bajki.
Jak psy pilnujące ogrodu - słowa,
pod nieobecność ogrodnika,
warczą czasem groźnie.
Szkoda że w brak w nich ognia - może,
tylko po co nad kolebką ogień.
A jednak, niekiedy są jak zimne ognie,
teatralnie malują nimi niebo.
W zamkniętej księdze zostają,
jakby wciąż uwięzione,
brakiem poczucia realizmu.
Nic nie wnoszące inskrypcje,
fragmenty - dzisiaj rozbitej tablicy,
przegrały z relatywizmem.
Wydane na pastwę tetralnego obrzędu.