ogień strawił
pozostał krzyk z garstką
popiołu
a oni szczyty zdobywać chcieli
i bezmiar wszech
z nogami w betonie
wiatr popiół rozwiał
na stron świata cztery
woda zalała suchy ląd
z nieba grom
i czarne chmury
rozmyły umysłu chciwe litery
i nastał dzień bez promieni
i mgła osnuła uliczną latarnię
na szklanym bruku
istoty cień za rogiem
odbity na spalonym murze
tylko on jeden
oczami błądził
ze snu podnosił iskrę życia
i krzyczał
nie słyszał nikt
tłum
na ulicy cieni