puste ulice
płacz z niebios
łkanie sieroty
chłód chodu
cisza codzienności
i czarująca nieobecność
czas przeleciał
niczym poszarpany liść
martwe żyłki
ugięta gałązka
świeży sznureczek
miały być drzwi
ale ich nie zastałem
mędrzec z płaczem
odsyła mnie
w stan pośredni
tutaj
nic
nie
jest
zero jedynkowe
czekam
na
uwolnienie
niech
ten poszarpany
zesłchy liść
was przestrzeże