myślę o samobójstwie
jakiego codziennie dokonuje to miasto
mam wrażenie że jestem jedynym
żyjącym człowiekiem
reszta to otaczająca pustka
i sztuczna jasność
ulice odziane przemoczonymi liśćmi
wpychają żółte światło
w szczeliny popękanych murów
szczerzących cegły
przebarwieniem mijającego czasu
huśtają rynny zaspane od ptaków
deptakiem idą ławki
nikogo...
prócz kotów plączących własne ścieżki
wśród dźwięków klimatyzatorów
zagłuszanych segregacją śmieci
przez ubytki egzystencji
za dnia stojące w bramach
ciągle spragnione życia
wyżymają butelki
jest takie miejsce dające nadzieję
koło którego zawsze przechodzę
wtedy zamykam oczy tak żeby poczuć
jak dojrzewa chleb
rankiem przebudzi uśpionych ludzi
wypełni ulice do godziny
dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt
po...
spaceruję w kadrze cmentarza