jest wybawieniem chowam głowę w piasek
grzebię się jak duża kura
wącham świat zaoranych marzeń
usiłuję przeniknąć do resztek duszy
rozwałkowanej bólem w jednej masie
chcę ufać płaczącej przyrodzie
Kiedyś byliśmy w zgodzie na per ty
nie rozumiem wszechświata
rozliczam władców globu
z krwawych uśmiechów na twarzy
z ojcowskich otwartych ramion
w trosce duszy i serca
nucę radość której nie spotkałem
Rozgryzam kolejne ziarenko prawdy
w zasięgu moich ust umazanych
a ono jest puste i bladością
opanowuje skwierczącą otchłań
licząc odległość od ciszy do brzasku
odlatuję nadzieją do innego końca
ostatnim lotem dojdę do mojego
końca świata