Obfitymi płatkami snów
Rano obfitszym śniadankiem
Zabrałam ich na zakupy
Do hipermarketu w molochu
A stanęliśmy w mięsnej kolejce
Kolejka na stacji garmaż
Same zapachy i smakołyki
Ślinka leci język oblizuje wargi
Mój mąż niecierpliwy jest
Ekspedientkę całą z rożna zjadł
Nawet suchej nitki nie zostawił
Ja jeszcze bardziej niecierpliwsza
Lecz najbardziej zazdrosna
Jeszcze raz ze żarłam sprzedawczynię
Dzieciak nasz nam wtóruje
Obsługę też pożarł z grilla
Bo pięć osób w kolejce przed nami
Poskarżyliśmy się kierownikowi
Załatwiliśmy niespodziewaną rozmowę
Z Rzecznikiem Praw Konsumenta
Bo my jesteśmy wykształceni
Mąż ma wyższą szkołę jazdy
A ja z synem też po studiach
Znów przyszliśmy ponowny raz
Wszyscy ludzie obejrzeli się na nas
Pytając a kto was wypuścił do ludzi