do jakiej od nas samych zależy
głodni wrażeń od urodzenia
szukany przeciek namiętności
skojarzeń spraw wywróconych
do góry kołami obnażony
nie raz rozsądek oblany potem
zawekowany człowiek bez gumy
te twoje udawane orgazmy
splunąć to za mało najlepiej
niech każdy swoje depcze pożadanie
po cichu płacze nocą wspólny żal
wylewam za kołnierz zanim chcę
jeszcze raz wchłonąć ostatnią kreskę
życia utraconego balowania i haju
dokąd zmierzasz nie chcę wiedzieć
nie warto kochać i żyć bez miłości
dobrze mieć pod sobą dziwkę
akurat nie tą lekkich obyczajów
lecz po prostu dziwną inną
nasycić się smrodem codzienności
by w ostatnie drodze puścić pawia
oczyszczającego w drodze donikąd
nim przestanę się bawić nim zdołam
uruchomić niepamięć