twardziele trzymający w rękach piły
za nami sterty gałęzi
i resztki pni
po wyciętych kobietach
siekamy drwa jak cebulę do jajecznicy
płacząc przy bimbrze zagryaznym słoniną
tłustą od męskości
jesteśmy jak dzieci ubrane w kraciaste koszule
na placu zabaw ukrytym za lasem
mechanicznych zabawek
kiedy słońce zachodzi wracamy do pustelni
i gasząc ostatnie światło
wdychamy sen o sieciach pełnych
złotych rybek