kroiłaś, rozdawałaś chorym na duszę.
W dzbanku odcedzałaś miłość,
która przelewała się i ciekła nam po twarzach,
nawet gdy więcej ciekło po nich łez.
Twoje zbolałe stopy niosły pocałunki
jeszcze bardziej zbolałej polskiej, twardej ziemi,
w której grzebałaś: matkę, ojca, dziecko, brata,
ale nie nadzieję.
Nigdy nikomu nie zabrakło hostii Twojej wiary,
którą chwytałaś w dłonie jak kiście polnych maków,
stawałaś na wiejskiej drodze
i szeptałaś: Jezus was uchroni.
W końcu, z tej polskiej, wiejskiej drogi
padnie na Ciebie ziemia,
z której wyrośnie kwiat
a w jego pąku słowa Twoje nieme
zakwitną na tysiąc sposobów.
One pachnieć będą,
dopóki znów nie spotkamy się
pośród polnych maków-
w połowie drogi.
Po więcej zapraszam na FB lub blog: porzeczkowe słowa