Lekko ma ten, ów pod górę.
Temu pod nogi ścielą kobierce,
tamten zmaga się z murem.
Przez ciemne szyby tej limuzyny
co tnie niczym pocisk powietrze
nie słychać z głodu łykanej śliny
biedaka w dziurawym swetrze.
Czy zauważyć zechcesz człowieka
ty, co masz dom, a w nim wannę.
Wstydzi się prosić ale wciąż czeka
na dar jak na z nieba mannę.
Dlatego, że biedny i pogardzany,
darując mu bochen chleba
na chwilę leczysz mu duszy rany,
a sobie przychylasz nieba.