Szarpie nim byle wiatr
W polu stoi wciąż samotnie
Pośród złotych zboża łan
Chciałby pobiec dokąd kolwiek
Gdyby tylko cud się stał
Ale stado szarych wróbli
Trzyma mocno go za kark
Więc co rano marzy sobie
Że ze słońcem wzejdzie czas
Kiedy stopą dotknie ziemi
Strzepie z płaszcza ślepy los
Że wypełnią się kieszenie
Zniknie zimno czarnych dziur
A ze stada szarych wróbli
Pozostanie sterta piór
I tak mija każdy dzionek
Raz w nim upał a raz deszcz
Strach wytrzeszcza wielkie oczy
W strachu wiele stracha jest
Znów nie zdążył a tak pragnął
Może nocką zdaży się
Że te wróble co w nim siedzą
Zmienią szarość w orła biel