Wypisałam się z wyścigów szczurów. Siedzę pośród zimnych murów.
Samotność to dla mnie chleb powszedni a w tym jednocześnie stan bardzo drogocenny.
Jedno zaprzecza drugiemu lecz na dziś wystarczy mi świeca.
Czoło się nie marszczy bez powodu, ciekawe przez ile nie zaznam przeraźliwego chłodu.
Stan depresyjny to najgorsza rzecz na świecie, każdy wolałby uniknąć tego przecie.
Czy ten los w końcu się odwróci, odmieni? Niejednemu w paszczy zaległyby się szczury.
Taki mój los jest bardzo smutny, momentami z przyzwyczajenia ten dół zaczyna być już nudny.
Kiedy kolory pojawią się w moim świecie?
Na razie tylko zmory przeplatają się na soczewce.
Nasycenie barwy mojego życia jest na odwrót niż życzenie do gwiazd i Księżyca.
Ciszę zamieniłam na mowę, chociaż czasem całkiem bezsensowną to i tak jestem wdzięczna kartce i wypowiedzianym słowom.
Nic już nie zrobię z czasem wysłanym pełni błędów.
Mój dzień się spełnia mimo braku talentów.
Mimo smaku gorzkiego życia w skroni, trzymam głowę w górze ale brakuje mi broni.
Jak się bronić, tak wiele wichur przede mną, gołym okiem widać, że długo jeszcze ze mną będą te cholerne zawirowania.
Brakuje mi prania błędów, mam już dość moich problemów spędów.