spojrzenia ubrały w szatę różnobarwną
zapach skradły fiołkom
świetlistość mleczom
wszystko aż się prosi o zachwyt
ciche uwielbienie zdradzone westchnieniem
skromne uśmiechy balansujące między
wzruszeniem a piskliwym śmiechem
wszystko oddycha pełną piersią
błyszczą oczy z nadzieją na więcej
tak jakby więcej zdołały przyjąć
ale to niemożliwe
nim się ponownie nasycą
i znowu odlecą w nieznane
przycupną w błękitnym zenicie
i zasną wyczekując świtu