Ty, Twój krzyk i puste dni
Zamiast Twoich rąk to ból i cisza dookoła mnie się tli
Tyś jak dar od Boga, jak cud z nieba zesłany
Tyś wytwór z rąk stwórcy najlepszy, choć tak niedoskonały
I moje serce o samotności pochowało obawy
Słońce zza chmur w końcu wyszło i jakaś mocniejsza nawet zieleń trawy
I czuję jak wewnątrz mnie rozlewa się fala bezkresnej radości, nadajesz sens tej całej długotrwałej nicości
Co za ulga, że nie skurczę się w sobie doszczętnie, najlepsze uczucie, gdy Twoje usta całują mnie tak namiętnie
Czasami morze łez wylewam przez Ciebie, szybko o tym zapominam, bo przy Tobie czuję się jak w niebie
Ułoży się wszystko z czasem powoli, mój przyszły mężu szykuj się do nowej życiowej roli
Czekałam cierpliwie aż ta burza w końcu ustoi, moje serce powoli o przyszłość naszą się boi
Mijają dni, czas pędzi nieubłaganie, a ja nadal czekam aż coś się wreszcie stanie
Wszystko zaczęło zmierzać w przeciwną stronę, niepokój znów wraca, w jego objęciach cała tonę
Dwa sprzeczne światy, dwie twarze, jedno w lustrze odbicie - to drugie destrukcyjne, schowane głęboko i skrycie
Niezbyt sprawne serce wypełnione wciąż nadzieją, nasze wymarzone chwile coraz mocniej się chwieją
Gasną marzenia wszystkie cichutko i powoli, a moja dusza w ręce Twej niczym w niewoli
Na kolanach Boga proszę, by obraz Twój zakorzeniony ode mnie zabrał, kolor Twych oczu i uśmiech z głupiego serca na zawsze wytargał
Na ciele moim wiją się ślady innych dłoni, a w pamięci wciąż czuję Twoje lekkie muskanie mej skroni
Boże, błagam wysłuchaj mnie ten raz ostatni, spraw bym przy kimś nowym, nie musiała się o wiarygodność swoich uczuć codziennie na nowo i bez końca martwić.