potem powiedział że skale stąd są ponad
zalał nas wieczór i winny swąd
podążyliśmy aleją
potem były schody do nieba
kieliszek wódy i zachłyśnięcie w spowiedzi
oczy miał zwykłe struny w kieszeni
głowę zmoczoną deszczem
mówił wiele nie tak zwyczajnie
nie umiał być a lubił bywać łapiąc iskry
z kolejnego dnia jakie przynosiło lato
kwiaty paproci trochę wiatru...
być może wspomniała jaki ból rozpalił
i pragną go ugasić
być może dziś kiedy widzę tą drogę
nie umiem płakać
płonąc