gdyby nie liście pomarszczone przebarwieniami
i ciągłe ich spadanie
uwierzyłbym w nieprzemijanie
ten jego początek z rozpuszczonym słońcem
mlekiem wybielającym kawę
i ciągłym jej falowaniem między myślami
ten pisk bezradności uwięzionej myszy
i szczęśliwe pod drugiej stronie oczy oprawcy
w ciągłym trwaniu nieskończoności
nad życiem i śmiercią
wypełnia się przeznaczeniem
jak ten jesienny poranek mając posmak
wiosny
...