gdy skończymy już tę drogę
rozpływając się kresie i absolutu pokładach
tylko nicość i pustka czy wspomnienia
przetrwają długo czy ułamek chwili tylko
dobre czy te złe najgorsze same
uśmiechy kochanie namiętności
będą gdzieś się błąkać rok czy dwa może
starte w proch w obłędzie i życia pogoni
a dzieci jak szybko nas zapomną
raz na rok woskowy kaganek
zapalony w pośpiechu przejazdem z obowiązku
stare zdjęcia ślub góry i morze
wyblakłe i skruszałe strach dotknąć
umierają samotne w albumach zakurzonych
dom murowany z namaszczeniem i pietyzmem
drzewa posadzone kamienie w pocie układane
ktoś drzewa zabije a kamienie ich miejsca pozbawi
wiersz uśpiony wśród stosów papierów niepotrzebnych
kto go znajdzie i przeczyta zanim pochłonie go ogień
kto w nim odkryje uczucia i rozterki powstania
niewiele to wszystko i trudno coś więcej odnaleźć
same rzeczy ulotne słabe i beztrwałe
niewiele to wszystko
jak ziemskie nasze bytowanie