po schodach doświadczeń
pędzą do góry tupotem kopyt
żeby to konie były...
żeby cokolwiek
co żywe
co cichsze to wszystko
proszę
bo zasnąć nie mogę
i wiję się w sobie
i poję jadem
poję
do nieprzytomności
schodzą się do drzwi kołaczą
śpiewają chóralnie i żebrzą o duszę
czemuż ja tam wracać muszę
gdzie nie chcę
gdzie nie potrafię oddychać
po nocach
a oni roześmiani
roześmiani w rany wskakują i tańczą
na raz
na dwa
na trzy i obrót
z lewej na prawą stronę łóżka
wiję się w sobie
i poję jadem
poję
do nieprzytomności
schodzą się przyziemności
wlokąc za sobą skrzydła
utykają
łkają
jak ten deszcz za oknem
co zbyt szybko i łapczywie parował
ze szczęściem do nieba
jak modlitwa chciwa
teraz w dół leci
do piekła
stukając po oknach
po włosach
oczach
gdyby to konie były...
zasnąłbym spokojnie