z czasem na bakier, co psom na buty potrzebny<br />
bo tak naprawdę nigdy go nie ma<br />
taki nie przyziemny, aż ciężki od codzienności<br />
zaprzyjaźniony -<br />
z przewidywalną niepewnością zdarzeń<br />
<br />
taki nieobecny, a wszędzie cały się oddaje<br />
że jeszcze włożyłbyś ręce<br />
po więcej<br />
<br />
aż bać się wypada, ale nie można<br />
bo taką ciepła ma postać, wygodną<br />
tak egzystować w symbiozie, puszczając kantem pozory<br />
nie zważając na przestrzeń prosić o jeszcze