i popołudnie lata po którym słońce zachodzi
płynąc orbitą niknie w cieniach i nocy
oczekując swojej połowy - istnieje -
bez przynależności wypełnia
czasoprzestrzenie
a na ziemi ...brakuje deszczu
samotne burze krążą po niebie
zwiastując obietnice cichną za lasem
albo nad parasolami wyschniętymi z tęsknoty
po którym kapryśny wiatr
gra
kroplami rosy
i wplata je we włosy nucąc melodykę ciszy
zapatrzonej w spadające gwiazdy
o ile
nie zasłaniają ich marzenia
a my...mamy szczęście
że nie musimy pisać kolejnego listu
że wystarczy spojrzenie w oczy
albo zaśnięcie w ramionach przyszłości
bez wszystkiego co wokół
bez gdybania
i ran i ranka wciśniętego między kałuże
przez które przeskoczyć nie można
dalej
niż o rzeczywistość
mija kolejny rok kolejny koniec świata
a u nas zakwitły wiśnie
i śmieje się dziecię
w kołysce z motyli