Barwy, cienie i szarości.
Małe ścieżki i bezdroża,
Nawet topiel smutku morza.
Wielkie wow! mnie nie spotyka,
Każdy dzień to dydaktyka.
Rok za rokiem zaciera ślady,
Pozostawia kontur blady.
Wymagania mam maleńkie,
Może chociaż serce wielkie?
Zakochuję się w radości,
Ciepłym słowie, życzliwości.
Nie rozmieniam już na grosze ,
Tego co w sobie noszę.
Biorę wszystko jak potrzeba
Wiem, że nic nie spadnie z nieba.
Mam ochotę na wyskoki,
Gdy mnie morzy sen głęboki.
Mierzą mnie też oczywiście,
Ludzie , co jak na drzewach liście.
Za to podziw mam ogromny,
Gdy kto skromny i niezłomny.
Dusi czasem mnie samotność,
W ludzi tłumie jej przewrotność.
Tak ogólnie jest jak trzeba,
Nie doskwiera większa bieda.
W głowie jakoś ułożone ,
Pcha do przodu w dobrą stronę.
Wdzięczną być mogę, nawet muszę,
Życia lody jakoś kruszę.
Siedzę jak w cyklona oku,
Chaos kłębi się gdzieś z boku.
Co do końca pozostało,
Pozostaje kartą białą.
I tak myślę :może trzeba
Częściej patrzeć w stronę nieba.