trochę poobijani trochę niestrawni
ale wciąż żywi
jakby zaczarowani pomiędzy łzami
wypatrujemy ruchów źrenic
gdzieś krążą po naszym małym wszechświecie
poniewczasie omijając prawdy
gdzieś krążą od rzęsy do nocy splatając z nich sidła
i pragną stać się ofiarą
pomimo wszystko
wtuleni w róg kołdry drżymy nasłuchując
myśli wygłaszanych oddechem
co rusz niechcący muskając stygmatów
niepotrzebnej rozmowy pamiętamy by zapomnieć
żeby wybaczyć
i tak do rana łkamy przez sen
i drążymy w niebie gwiazdy udając że są słońcem
a one odziane jedynie chmurami
gasną
a wystarczyło ...
a wystarczyło tylko zatańczyć w ich obecności