gdy po końcu świata nie zostało nic
a śnieg jak i wczoraj, spływa oknem
na toczący się pośród drzew księżyc
na błyszczące dniem słońce
do oceanu marzeń
widać miało tak być żebyś przez moment
musiał się bać, przestał grać, zwolnił
i uwierzył w cuda
a ty - gapisz się w lustro nie mogąc uwierzyć
jak zwyczajnie napijesz się kawy
pogłaszczesz psa i pójdziesz do pracy
że porozmawiasz z drugim człowiekiem
tu na ziemi -a nie na marsie-
że zaboli kiedy się uderzysz
i przestanie kiedy zapłaczesz
jeszcze wiele dat, numerycznych objawień
spotkasz na drodze do własnej duszy
usłyszysz jak wiele musisz dać
by przetrwać, o jeden dzień dużej
albo wymiar dalej
jak najdalej od losu o jakim
nucą wszechświaty lśniące źrenicami oczu
słyszysz te głosy ? jak rozpętują w szklance burze
byś poczuł że toniesz
a kiedy ich spytasz po raz ostatni duszącym
- co dalej-
pozwolą byś umarł chwastem, robalem, iluzją
czymkolwiek aby nie sobą
pozwolą
tuż, tuż za rogiem....na końcu świata