trochę goryczy skąpanej w porannej niepewności
ubranej w jasne listki zerwane starannie
ukryte pod naprzykrzajacym się smakiem hibiskusa
za oknem kolory się rozmyły
wiatr je potargał i domieszał więcej szarości
nawet bezwstydny krzak chwali się szkieletem
nie budząc już podziwu tylko odrazę
coś się zmieniło nie pytając o zgodę
nie oswajając dużo wcześniej ze smutkiem
usilnie wpisując w pejzaż przemijanie
i świadomość że nic się już nie powtórzy