Stajemy sie
zbędnym szczegółem
Na firmamencie niebieskim
Na który nikt już nie spojrzy
Przepaloną zapałką
Wypaloną świeczką
Zepsutą latarnią
Co w ciemnosciach
Wyjscia już nie wskażą.
I po omacku
Drogi szukać będziemy
Krzycząc:
O gdzieś tam
"Pamiętam na pewno
Ląd nasz bezpieczny był"
A spotykamy
ściane
mielizne
skały
Co wyruszyć
dalej niepozwalają.
I cóż zrobić?
Siąść na podłodze
Położyć sie w łodzi
Uznać że w sumie
To nic sie nie stało
I zobojętnieć?
A może przyznać się
Że w błedzie sie trwało
Przeprosic sie z Bogiem
I pozwolić by światło
Znów w nas rozbłysło.