Miałem sen jednak nie całkiem nim był<br />
Cienie z nieba zagrzmiały zepsuciem<br />
Nastała ciemność z wysokich gór dręczonych<br />
Przez silny wiatr<br />
Doliny obumierające ze strachu przed obcym żywiołem<br />
Ujrzałem plugawe występy tej ziemi<br />
Której słońce powstydziło się i zaszło w horyzont<br />
Zniewieściały wyznaczający rytm śmierci i opustoszenia<br />
Niczym cisza przed gromem oddaje swe ostatnie tchnienie<br />
Stracona natura<br />
I wznoszą się strumienie pokryte cierniem<br />
A w chmurach tuzin milczących twarzy<br />
Przemierzają przestworza piekielnej zemsty<br />
Wznoszą się ciała z prochów poczęte<br />
Niesie je nieznany dziwny czas i porywa okrutny lęk<br />
Wobec bezmiaru wód przyrody wymarłej przedwcześnie<br />
Zapomniane miejsce oczyma złudnymi spogląda<br />
W te niegdyś niebiańskie lubieżne polany<br />
Krainę wiecznego piękna i oazy spokoju<br />
Dziś przesłania szarość jęk wołanie bez echa<br />
Głębokie spadają gwiazdy z nad gór wysokich<br />
Woda wszędzie przybiera o potęgę swej urodzajnej złości<br />
Gniewu ogień rozpala niebios wrota<br />
W braku światłości chaos i przekleństwo tej smutnej ziemi<br />
Wyrocznia nasza na sprawiedliwych postała<br />
I widzę gęstniejące poszycia szum zgrzytu<br />
Łamanych kości czaszkowe trwogi i wokandy umierania<br />
Już w bezmiarze utonął świat<br />
Przebite włócznią serca i ostatnie modlitwy w rozpaczy<br />
Pozostaną jedynie po nas losy nie spisane oraz głucha niepamięć[...]<br />