zawitała niedziela.
Deszcz od rana nieustannie śpiewał swą pieśń.
Choć na spacer, pobyć wśród natury.
Wiatr rozgoni zaraz ciemne chmury.
A jak nie to weźmiemy parasol w kwiaty,
jak za laty.
Nie wybierajmy miejsca, niech prowadzi
Nas spontanicznie chodnika ślad.
Nie przeszkadza mi zgiełk miasta,
ani ludzi niewielka garstka.
Którzy w popłochu uciekają, bo krople im
po twarzach spływają.
I niech sobie mówią żeśmy nienormalni.
Dzisiaj chcę zaszaleć i robić to na
co mam ochotę, nawet jeśli wdepnę w kałuże
z błotem.