świeży, delikatny patrzy na mnie natrętnie.
Podsycając moją duszę,
Korci, ile może.
Już nie mogę.
Szeptem mówię,
później, później obiecuje.
Na śniadanie i na obiad,
na deserek też wyglądasz,
lecz kolację wybacz szczerze delikatną skonsumuje, bo, się potem rzucam w łóżku,
i nie mogę spać.
Jutro też jest dzień pączku drogi.
Więc nierób z tego trwogi.
Świętowanie zaliczone.
Teraz czekam na ostatki, chcę być piękną i gładką jak przysłowie mawia.
Trzeba Cię zjeść to podstawa, a przy tym całkiem fajna zabawa.
Tłusty czwartek, tłusto mija.
Rozpieszczone podniebienia wspominają głębię
smaku aromatycznej marmolady.
Tak to już jest od którejś z kolei dekady.