z wiecznością
nabawiłam się samotności.
Poczułam w sobie wszędobylską noc,
której tak boleśnie brakuje światła
spadających gwiazd.
Nie, nie mogę przyzwyczaić się
do tutejszych wędrówek
w stronę tego muru, poza którym
nie istnieje powietrze, ani jeden haust kamienia.
Rozproszona na skrawki
zbędnych przejaskrawień,
oddana smutkowi, który jak zwykle
szuka sensu, owijam się
w znoszoną mgłę,
doszukuję się istnienia tam, gdzie
skonały wszystkie jabłonie,
przebrzmiała ostatnia słona modlitwa.
A kiedy już pomalujesz na czerwono
swoje niebo, kiedy rozbłyśnie w tobie
ostatnie wzgórze - staniemy na straży
ostatniego człowieka, ostatniej
w tym sercu litości.